sobota, 1 marca 2014

Leginsy kupiłam. Niech to szlag

Nogi bywają różne. Zdarzają się nawet modele piękne. Smukłe, umiarkowanie muskularne, o harmonijnie, płynnie zarysowanej łydce. O linii gładkiej, wabiącej, po której źrenica obserwatora sunie jednostajnie. Wprost do miejsca, w którym znajduje się KOSTKA. Takie nogi, to nogi doskonałe. Stuprocentowe, całkowite, idealne, wzorowe. Nogi piękne.

Potrafię takie nogi dostrzec. Wyłowić z całej nożnej rzeszy i prawdziwie zachwycać się ich urokiem. Zwłaszcza, że ja nie mam kostek. Moje nogi czegoś takiego jak "kostki" są pozbawione. Nie ma ich. A jeśli nawet są, wcale ich nie widać. Ja jestem posiadaczką nóg dosyć masywnych. Niezbyt długich, o silnie uśrednionym kształcie, przypominającym mięsne pętko. Przyjmijmy, że serdelka. Zatem te nogi - piękne, między którymi niejeden reprezentant płci męskiej długie i mokre noce pędzi, w moim posiadaniu się nie znajdują. Ni hu hu.

Wiem, co mówię. Moja świadomość w tym temacie jest dosyć ugruntowana. I dojrzała. Ponieważ nie raz słyszałam, jak się sprawy mają, a  lustro w tym względzie nigdy nie było moim sprzymierzeńcem. I te NOGI, na liście moich atutów nigdy się nie znalazły. Nieśmiałą ekspozycję będących w moim posiadaniu nóg, ograniczałam do sytuacji "generujących" kieckę. Okoliczności, w które kiecka była niejako wpisana. Taka spódnica z mocy prawa. Z obowiązku, czy zwykłej przyzwoitości. 

Wciskałam wówczas odwłok w spódniczynę, a ta - plugawa - na oczu legiony wysuwała mój serdeli syndrom, czyniący mnie egzemplarzem relatywnie niezgrabnym i mało efektownym. I tak było długo. Dopóki świadomość mojej nogi, nogi PO PROSTU, nie dojrzała do tego, aby machnąć na tę nogę ręką. A wtedy...

...wtedy kupiłam LEGINSY.

I przyznać to muszę: myślałam, że wyglądam w nich jak łania - zgrabnie. Jak gazela. Chodakowska taka. Lecz szybko przekonałam się, że po raz kolejny w swoim życiu JESTEM W BŁĘDZIE. Ponieważ Wąż popełnił mi zdjęcie. A na zdjęciu nie Chodakowską ujrzałam, lecz Ireneusza. Tak... wyglądałam jak Krosny. W rajtuzach. Efekt komizmu, osadzonego po wizualnej stronie mojej osoby, potęgował stosunkowo mały korpus i duża głowa. Ponieważ moja głowa - w rzeczy samej - spora jest. I pękata.

Lecz kwestia głowy, to już zupełnie inna rzecz...