wtorek, 6 stycznia 2015

Usiądź. Byle nie na długo.

Mam na imię Iga.  

Iga. Imię żeńskie pochodzenia łacińskiego, oznaczające osobę o płomiennym sercu <aniołek podnosi główkę>, pełną ognia wewnętrznego, żaru myśli i uczuć, gotową do poświęceń bez granic <khm...>. Znaczenie: ignis  ogień. Polski odpowiednik tego imienia to Żegota (?!). Osoba o tym imieniu jest sprawiedliwa <aniołek podnosi główkę>, ambitna <aniołek podnosi główkę>, posiada stały charakter <aniołek spuszcza główkę; płynne czasy, płynne charaktery, ma wyczulony honor <ma>, jest uczuciowa <być może>, poważna <neee> (choć od dnia, kiedy włos na jej posępnym czerepie przybrał odcień seksownego blondu, naturalny zegar wybił trzydziechę, skóra uległa przesuszeniu, a przestrzeń między okiem a policzkiem wypełniła nieznaczna  ale zawsze  BRUZDA, i na powadze przybyło). 

Iga. W sposobie jej bycia tkwi coś z ognia <och!>. W swych poczynaniach raz bywa gwałtowna, innym razem powolna <uch!>, to znów melancholijna <ich!>. Z gruntu to kobieta o stałych zasadach, dyplomatycznym sposobie bycia, dbająca o dobro swojego imienia <wiek zobowiązuje>. Nie rzuca słów na wiatr <niezupełnie>, postanowienia realizuje z żelazną (bez przesady) konsekwencją. Osiąga wybitne sukcesy w nauce i w swoim zawodzie <życzę sobie, panie Losie, panie Losie daj>. Służy przykładem innym ludziom, którym także udziela pomocy.

Iga nie jest zazdrosna <aniołek spuszcza główkę>, złośliwa <aniołek spuszcza ramionka> ani nerwowa <aniołek ryje główką i górną szczęką w ziemi>. Bywa uosobieniem staropolskiej gościnności <Słodzisz? Wyjdź!>. Chętnie uczestniczy w biesiadach <owszem, zdarzało się>, podejmuje gości <na kawkię nie wpadniesz? mieloną mam, świeżo, z młynka, przyjdź, jeszcze paruje>. W rodzinie jest prawdziwym przywódcą rodu. 

Tak (poza nawiasami) widzą mnie internety. 
Ale jeśli przestąpisz moje progi...

Jeśli los zechce, a przeznaczenie sprawi, że dane Ci będzie pod mym liściem usiąść , zrób to. Osobistym palcem wskażę Ci najwygodniejsze miejsce pod oknem, tuż przy kaloryferze. Siądź gościu. Siądź, byle nie na długo. Okrycie wierzchnie zostaw TU (za mym palcem wzrokiem wodzisz; widzisz, gdzie palec idzie?), na wieszaku ściennym, po lewej. Od biedy (choć wolałabym nie), kufaję swą powieś TAM (po prawej, prosto po lewo, tuż za drzwiami typu "harmonijka"): wieszak stojący, zgarnięty sprzed osiedlowego śmietnika. Wieszak "na wszelki wypadek" ładny. Po imieniu mnie wołał, to wzięłam.

Umyj ręce (patrz w lewo łazienka). Ręce czyste być muszą  uczyła mama, to myję. Polubimy się bardziej, gdy umyjesz Ty. Mam mydło, kupiłam, pachnioszek. Na tym nie oszczędzam. Znajdzie się i ręcznik. 

Przyniosłeś czekoladki? Błąd. Ciastka, ptysie, praliny  błąd po wielokroć. Nie przyznawaj się. Nie wyciągaj z torby, zza pazuchy nie rusz. Zrób to, gdy zamkniesz za sobą drzwi. Moje ramiona, uda i pośladki będą Ci za to wdzięczne.