czwartek, 8 maja 2014

Hugo, daj głaska...

Człowiek potrzebuje pochlebstwa. Inaczej nawet we własnych oczach nie staje się tym, czym ma zostać.*

TAK... Ale nie tak znów dawno ktoś (Hugo wie kto) powiedział mi, że dużo komplementuję. Że sieję superlatywem, jak wiosna kwiatem. I wnet poczułam, że moje mentalne ręce drgnęły. Poczyniły zgrabny wyrzut w górę i zaczęły zataczać mi nad głową kręgi. Kręgi zakłopotania. Ponieważ - czyżby? Aj dont fink soł, kurka.

I wtedy zaczęłam myśleć. 

Ponieważ, drogi Hugo! Po co od razu takie wielkie słowa? Nie każdy o tym wie, ale jako zwykłemu, dość ułomnemu człowiekowi, często zdarza mi się kłamać. Przyznaję, niech stracę. "Pinokio" mam z bierzmowania. Długi nosek po tacie (podobno). Lecz prawda jest taka, że ja NIE komplementuję. Ja DOCENIAM. Uznaję. Szanuję. Respektuję nawet (tak dostojnie to w końcu brzmi). Reklamuję. Opiewam. Adoruję, miłuję i chwalę, ale - na Boga! - nie komplementuję. KOMPLEMENT, to takie poziome słowo. Wytarte, miałkie, zgoła niskiego lotu.  I z banałem prowadza się za rękę. Mówili ci, co widzieli. Ludzie widzieli. Ludzie widzą wszystko. Komplement chodzi na pobliskie bazarki. Komplement przechadza się galeriami. Komplement kupuje sztuczne kwiecie, albo inną bylinę ozdobną, po czym wciska sobie taką w zęby i idzie łowić. Idzie rwać. Tropić, węszyć i kłusować. Więc nie - ja nie komplementuję.

Lecz pytam. 


Dlaczego, mój drogi Hugo, miałbyś ode mnie nie usłyszeć, że dobrze wyglądasz, kiedy tak właśnie w moim rozumieniu wyglądasz? Albo, że bardzo cię, Hugo, lubię. Dlaczego? - powodów brak. I z jakiej przyczyny ktoś, kto jest tak bardzo, bardzo mądry, (nawet jeśli tak mi się tylko zdaje) miałby się o tym nie dowiedzieć, kiedy ta jego mądrość niejasna, choć żywa, podpiera mi ducha i budyniową radością syci mój intelekt. Dlaczego ktoś (Hugo, jesteś tam jeszcze?), kto serce do garnka wrzuca (a ogień pod nim płonie) i z bakłażanem je miesza, z jarzyną, nie miałby doznać prawdy najszczerszej, że rozkoszne to było. Że doskonałe, co robi. Że "wspaniałe to danie" i że "danie-mistrz!". Dlaczego nie mówić, kiedy to ZŁOTEM jest. I serdecznym głaskiem kryształowym. 

Więc, mój miły Hugo, weź głaska. I daj głaska. Ja lubię głaski tak samo jak Ty. Nie bój się, że mogę się obrazić. Dajże spokój! Śmieszny, Hugo, nie bądź! Przeciwnie. Spojrzę na Ciebie łaskawie. Podejrzliwie może, może z niedowierzaniem, ale głaska Twego na klatę przyjmę, dziękując przy tym stokrotnie i miło. Ponieważ, pamiętaj Hugo, że TO - JEST - DOBRE. I żadnej krzywdy - mojej na głaski łasej naturze - nie poczyni. Słowo harcerza! Harcerzem nigdy nie byłam, ale słowo tego czy innego skauta zawsze brzmi wiarygodnie. 

I na koniec, na zachętę: wiedz Hugo, że głaski nie mają nic wspólnego z kluskami. Nie powinny być również powinowate ni w żadnym stopniu skoligacone z kośćmi, ośćmi czy kartoflem w przełyku. W gardle Ci, mój słodki Hugo, stanąć nie powinny. I pamiętaj:

Jest wiele rzeczy pięknych i wzniosłych, które nigdy nie byłyby wzniosłe i piękne, gdyby ich nie opiewano.**

Dlatego nie bądź żyła. Daj głaska.
Bo chcę. Bo tak bardzo tego głaska pragnę.






Pär Lagerkvist, Karzeł. Książka taka.
** Ibidem.