środa, 8 marca 2017

Ona pierogi lepiła

Ona taka zawsze wyrywna do wszystkiego. Nie to, co ja, taka leniwa do wszystkiego. Ona to pierogi lepiła, ona to ciasto, ona to to, ona to tamto. A ja ciast nie, pierogów nie, chociaż wiesz, ja te gałki muszkatołowe, rozmaryny, kurkumy do domu wprowadziłam. Ale drożdżówkę, to ja umiałam. Drożdżówkę to bardzo, drożdżówkę to tak. Ale lata leciały, mąż się pojawił, dzieci, a drożdżówka to w sumie na całe życie mało. Więc zwracam się do mamy, bo lubiłam zupy

– Mamo, a jak się gotuje zupę?

A mama wzięła się pod boczki, twarz jej uśmiechem pojaśniała i do mnie, że

– No jak, nie wiesz? Normalnie! 

I to mnie bardzo, proszę ja ciebie, wkurwiło. Tym bardziej, że ona na mnie tymi swoimi oczami jak na kosmitę patrzyła, śmiejąc się z mojej nieudolności do zupy w twarz. I postanowiłam sobie, że ja już dziękuję. I że o nic pytać jej nie będę. I tak się zaczęło moje gotowanie.


A teraz, gdy już umiem i wiem, wycisza mnie gotowanie.
Wycisza mnie prasowanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz