Gdy osiągnęła jedenaście
lat, wybrała się z klasą na wycieczkę. Do Częstochowy, na Jasną Górę. Na
trasie, w kolumnie pieszych, zaczepiła ją Cygana. Bosa nie mogła wiedzieć,
czego można się po Cyganie spodziewać, tym bardziej czego oczekiwać. O co
pytać, czego chcieć. Ale intuicyjnie wyczuła, że po coś jej na ten chleb dała.
Tę ściskaną w garści złotówkę, przeznaczoną na drożdżówkę, napój, nowy różaniec
albo inną pamiątkę z Jasnej Góry.
– Piękna dziewczynka
da złotówkę. Tylko złotówkę. Na chleb.
Za złotówkę na chleb dowiedziała się Bosa, że jej życiem rządzi diabeł. I tym diabelskim złem,
wyprawia w jej młodym życiu dużo niedobrego. I że tak ciężko i nieurodzajnie
będzie Bosej przez najbliższych dziesięć lat, bo wszystkie karty tak mówią,
więc Bosa uwierzyła i trochę ją to zmartwiło. Nie bardziej jednak niż całe jej
dotychczasowe życie. Stwierdziła więc, że musi to zło przeczekać jak w kolejce
po cukier. Albo chleb.
W miłości, Cygana za
złotówkę wywróżyła Bosej długą posuchę, czyli brak. Dopiero kilka dni później,
jak już z tej Jasnej Góry, jak z nieba na ziemię, zeszła i wróciła do Niemczy,
uprzytomniła sobie, że za trzy złote, mogłaby jej Cygana wywróżyć dużo mniejsze
zło. Może nawet jakieś dobro.
Ale było już po ptakach.
Więc gówno gołębie sobie
teraz mogła.