poniedziałek, 16 września 2013

Dialog z drobiem w tle, czyli marzenia o kurzej farmie



- Bardzo lubię pieczonego kurczaka i rosół. Ze szczęśliwych kur. Z własnego kurnika, spod własnego okna, z własnymi jajami. Moim marzeniem jest mała, osobista kurza farma. 

- Trzymam kciuki. Będę stałym klientem na jajka i drób. I może jakiś karnet przypadnie mi w udziale…

- Nie po to ci się zwierzam ze swoich marzeń drobiowych, żebyś za klientelę moją nie robił. Będą kury, klient będzie. Klient będzie, to i zamówienia na jaja będą. I „kurnet” też.

- No dobrze. A koguta też planujesz pozyskać do swojego stadka?

- W moich marzeniach nie było koguta. To może wskazywać na wątpliwą dojrzałość moich kur. Albo moją. Można też założyć, że moje kury będą wyzwolone. A w swym wyzwoleniu całkiem niezależne i do stałych związków raczej niezdolne. Pozostaną im przygodne randki na przepustkach.

 - Doprawdy, imponujące podejście do kur. Zaczynam się nawet zastanawiać, czy w przypadku zaistnienia twardych dowodów na istnienie reinkarnacji, nie chciałbym zostać kurą. Z wolnego wybiegu. Frywolną. Dziką. Pod warunkiem oczywiście, że los zagwarantuje mi lokum. I to nie w jakimś tam kurniku, a pod twoim skrzydłem.

 - Warunki! Gwarancje! Kto je może stawiać, kto je może dawać? Schlebia mi to i dobrze o tobie świadczy, że marzysz o staniu się kurą. Bo sens istnienia kury uważam za niepodważalny. A co dopiero WOLNEJ kury. Kury myślącej! Niestety, obecne kury postrzegane są inaczej. Kura pożądana, to taka, która nie myśli zbyt wiele. Miła jest, ruchliwa i dużo z siebie daje. A moje skrzydła, to wątpliwe skrzydła.

- ... biorąc pod uwagę fakt twojego zaangażowania w marzenia, stwierdzam, iż nie wierzę w wątpliwości, jakimi obciążasz swoje uskrzydlenie. I zdecydowany jestem być kurą. Mimo wszystko. Jednak pod wspomnianym wcześniej warunkiem. Jestem też święcie przekonany, że stabilność twoich skrzydeł znacznie przekracza jakość tych z Tu-154…

(…)

I na tym rozmowa stanęła. Nie pamiętam, z kim miałam przyjemność temat drobiu (w taki sposób) podejmować. Tak czy inaczej, nie był to mój mąż, którego z tego miejsca serdecznie pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz