wtorek, 17 września 2013

FOTOSZOPą w żabę raz!

Srogi czas temu (ze dwa lata będzie), narysowałam żabę. I choć niegłupia ta żaba wyszła, niczego konstruktywnego z niej nie zrobiłam. Nawet obrazka dziecku na ścianę. I nie szkodzi, że dwa lata temu ni dziecka, ni męża nie miałam, choć chęci - jak zawsze - szczere. 

Ale żaba, jak w bloku rysunkowym zakwitła, tak czekała na swoje pięć minut. I doczekała się skanu. I gdyby nie skan właśnie, toby po żabie ani widu, ani słychu nie było. Bo szkicownik, w którym moja ręka żabę płodziła, szlag jasny trafił, krew nagła zalała. 

Tak czy inaczej, poniżej prezentuję Żabę. Bezimienna i z lamusa, ale odrestaurowałam nieboraczkę. Spokoju mi trochę zburzyła i czasu zjadła. I uwagę od rodzonego grzdyla odciągnęła, skutkiem czego zeżarł łapserdak kawałek książki. Grunt, że nie mojej. 
   
 

2 komentarze: