czwartek, 19 września 2013

Ryszard, brzydka kobieta i cycki w kolorze


Nie znosił tłuściochów. Zaniedbańców do granic przyzwoitości. Ociekających potem ociężalców, zachłannie moszczących sobie miejsce w autobusach i tramwajach. Nie lubił też takich, którym miejsca zbrakło. Ci zmuszeni byli podnosić ręce w geście asekuracji swego nadciała, ukazując mokre pachy. Brzydził się. Zwyczajnie się brzydził.

Podobne uczucia wzbudzały w nim kobiety z wąsami, lub – co gorsza – z brodą. Traf chciał, że jedną taką, o której myśl wryła mu się w pamięć aż nadto, ujrzał w tramwaju. Baba z wyraźnym, silnym owłosieniem twarzy. Gruba. I nie to, żeby nie widać było, że cokolwiek z brodą było robione. A i owszem – było. Nie dzisiaj i nie wczoraj jednak. Jej zarost miał z trzy dni może, może cztery. Sam nie wierzył temu, co widzi. I nie spostrzegł nawet, jak obrzydzenie, które ze wszystkich sił próbował w sobie zdusić, z sekundy na sekundę zaczynało mieszać się z ciekawością. 

Spoglądał ukradkiem na kobietę. Niepocieszona. Na włochatej twarzy, odmalowywał się kaprys jakiś. Znudzenie, foch, apatia może. Brzydka, tłusta. Męska kobieta. Ryszard stał blisko. Na tyle, by dostrzec, że jeden z palców pulchnej dłoni kobiety pobłyskuje obrączką. Z wysiłkiem przełknął ślinę i poczuł, jak robi mu się słabo. „Nie patrz tam, nie patrz w tamtą stronę, człowieku, dajże spokój…” – powtarzał w duchu, kierując wzrok za okna sunącego tramwaju.

Maj, ciepły, słoneczny dzień, BRODA, zieleń, drzewa, samochody, BRODA, dzieci pędzące do szkoły, przyduże tornistry, przymałe plecy, BRODA... Wdusił guzik zamawiający postój. Na żądanie, wysiadka, raz, dwa… przystanek… Drzwi ani drgną, wciska jeszcze i jeszcze raz – znowu nic.

- Żeż w dupę – jęknął. Tramwaj ruszył, pozostawiając  Ryszarda w środku.

- Do otwarcia drzwi wduszamy drugi, przy drzwiach – poinformował dziadek. Z psem bez kagańca.

- Ach, faktycznie – mruknął do siebie - faktycznie.

Wdusił na następnym przystanku, wysiadł.
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz