W miłości, Cygana za
złotówkę wywróżyła Bosej długą posuchę, czyli brak. Dopiero kilka dni później,
jak już z tej Jasnej Góry, jak z nieba na ziemię zeszła i wróciła do Niemczy,
uprzytomniła sobie, że za trzy złote mogłaby jej Cygana wywróżyć dużo mniejsze
zło. Może nawet jakieś dobro. Ale było już po ptakach, więc gówno gołębie sobie
teraz mogła.
Wyszło jak wyszło i
stanęło na tym, że po tej posusze nastąpić miało światło. Miłość o włosach
ciemny blond. I dało to Bosej do myślenia. Ponieważ na tapecie Bosego życia
gościł wtedy rudy. Starszy od Bosej pięć lat Maciek, który ani o Bosej, ani o
jej afekcie nie miał zielonego pojęcia. Chociaż mieszkała od niego dwa kroki
stąd, w bloku naprzeciwko.
Przy pomocy lunety ojca,
przez którą normalni ludzie oglądają niebo, Bosa przyglądała się życiu rudego
Maćka. Życiu zza firanki. Dawała nura w okno, za którym przemykał z rzadka rudy
cień. Niewinnie i ukradkiem sprawdzała, co też ten Rudy w swoim pokoju robi.
Czy żaluzje odsłania, lampkę czy pali i czy się rusza firanka. A że lampka
paliła się często, któregoś wieczora Bosa wpadła na pomysł nawiązania z nim
świetlnego kontaktu, co znaczyło, że zaczęła do Maćka własną lampką mrugać.
Puszczać świetlne zajączki. Szanse powodzenia oszacowała na spore, toteż tak długo te zajączki puszczała, aż zajączek
zwrotny odbił się fleszem od rudego bloku,
robiąc im zdjęcie przeznaczenia. I tak co wieczór puszczali sobie
zajączki, skryci kochankowie, śląc w kosmos miłosne deklaracje alfabetem
niby-Morse’a. A w tym rejsie obcej sobie miłości, on robił za statek, ona za
latarnię.
Bosa wiele razy zadawała
sobie pytanie o paletę kolorów, mieszczących w sobie odcień ciemny blond, po
czym doszła do wniosku, że rudy to kolor z pogranicza. Skoro nie jasny blond,
skoro nie szatyn ani nie brunet, to na pewno ciemny blond. I wszystko stało się
jasne. Na tyle, by snuć sobie śmiałe
wizje o Maćku i wspólnych z nim dzieciach, które byłyby może trochę
rude, trochę – jak Bosa – czekoladowe, trochę może nawet ciemny blond. Dopóki.
Dopóki nie okazało się, że
miłosne zajączki puszcza do niej nie Maciek, a jego ojciec. Ciemny blondyn,
Andrzej.
Toteż lampka Bosej zgasła.
I miłość się skończyła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz