środa, 9 października 2013

Pani Tereska cz.1

Przeprowadzili my się. Drugi raz w tym roku. I dobrze. Przynajmniej nudy nie cierpimy. Wprawdzie od tych przeprowadzek nikomu z nas dupy nie urwało, ale w tym przypadku poczytuję to sobie za zaletę. Nie o to w końcu chodzi, kiedy sprawa tyczy się cudzego (nie własnego) mieszkania. 

Pierwsze przenosiny zaplanowane były z góry. Na dwa miesiące. Nie było zatem po co zbytnio grzać miejsca i planów snuć. Dekoratorskich. Gdyby do czegoś porównać relację my – mieszkanie po mieszkaniu, byłby to silnie niezobowiązujący związek; romans z góry skazany na szybki, bezbolesny (i dobrze) koniec. Bo „przeznaczenie takie; taki los”. Komu innemu to lokum pisane. Płakać nie ma co. A że dwa miesiące, to dwa miesiące, a nie trzy, czy pięć, trzeba nam było szukać innego miejsca, aby graty zrzucić. I gnaty. Namiastkę własnego klimatu budować. Ale.

Wynajem jest wynajem. I niedługo po tym, jak przejęliśmy te nasze nowe-tymczasowe cztery kąty, naszła mnie (i Węża) refleksja, że i tu nie ma zbytnio czego wić, splatać, cudów na kiju wiązać, z motyką na księżyc ciała porywać. A wszystko to za sprawą pani Tereski...

Pani Tereska – właścicielka czterdziestu dwóch metrów w kwadracie, które najęliśmy. Nieduża, krępa. Sylwetka wyraźnie wskazująca na rzecz otyłości brzusznej. W fazie alarmowej, ale do przyjęcia. Krótko strzyżona, ale nie na jeża. Włos prosty. Raczej cienki, w kolorze wskazującym na mieszankę miedzi z bakłażanem. Oberżyną może. Srał pies. Twarz plastyczna, pucołowata, nieco rozlana. Usta wąskie, zaciśnięte. Błysk w oku. Szacowany wiek: coś koło sześćdziesiątki.

Pani Tereska wydaje się bardzo w porządku osobą. Względnie zadbana, ale bez przesady. Podczas spotkania, pieczętującego nasz wynajem umową i przekazaniem kluczy, jasno wyraziła swoje oczekiwania, dotyczące użytkowania jej własności. I dobrze. Jej prawo. „Ja bardzo lubię, kiedy czysto. Lubię, kiedy toaleta…” – rzekła pani Tereska. Na co ja, że „ależ jak najbardziej; na brud w toalecie, to ja uczulona; my czyści, my porządni… my wiemy, jak jest; sami nasze (Węża i banku) mieszkanie wynajmujemy”. I takie tam frazesy, aby kobieta mogła spokojnie spać iść. Aby nie drżała w posadach, że jej hacjendę z dymem puścimy, w ściany tłustymi plackami (bezpośrednio z patelni) rzucać będziemy, ażeby sprawdzić, czy al dente. I z tychże również ścian gwoździe żywcem wyrwiemy, a w miejsca po nich szpachlą raz! Pani Tereska wolałaby w końcu, by gwoździ nie ruszać. Bo wróci tu może. Do tego mieszkania. I co wtedy?

Żeby nie było, wszystko, co mówiliśmy pani Teresce w kontekście dbałości o kwaterę i jej stan sanitarny, to – naturalnie – prawda. Zero obłudy. My nie lubimy kłamać. Pani Tereska z kolei powiedziała, co chciała. Jej prawo, jej lokal. Za którego brak poszanowania, życzy sobie pani Tereska grubej kaucji. Grubszej, niż jej brzuch, niż ona cała. 

Wysłuchaliśmy. Do wiadomości przyjęliśmy. Pani Tereska klucze zostawiła, poszła.

4 komentarze:

  1. Oboże! no to barwnie, bardzo. Macie szczęście do właścicielek mieszkań :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojeżu! Wszystko to prawda. Do właścicieli też. Raz - w Olsztynie zresztą - taki mnie się trafił się, co to bez zapowiedzi zwykł wstępować. O własnych kluczach w dodatku. I po pokojach biegał, kaloryfery sprawdzał, czy za mocno nie grzeją. I zakręcał, jak grzały. Mówię Ci, dzikus. Szaleniec.

      Usuń
  2. Życzę z serca całego, żeby drugi odcinek opowieści o pani Teresce nigdy nie powstał. Żeby dalej już tylko pyk, pyk przelew, życzenia świąteczne na odległość, żadnego kontrolowania, czy aby gwoździe nadal są. Podobno niektórym się tak układa przyjemnie pożycie z właścicielem. Tak mówią na mieście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za życzenia stokrotne dzięki. Ale - niestety - będzie i drugi odcinek. Oby nie trzeci. Tak się umówmy. Chociaż... Fakt, że pani Tereska kilka kroków od bloku, w którym to jej mieszkanie najęliśmy, wzniosła swój domek, mówi sam za siebie. Poza tym, pani Tereska preferuje osobistą - do ręki - zapłatę za użytkowanie lokalu. Tym samym przewiduję wizytę pani Tereski w miesiącu raz.

      Usuń