wtorek, 28 stycznia 2014

Pan Jerzy cz.1

W moje życie wszedł niejako naturalnie. Po felernej sprawie pani Tereski i mentalnego niesmaku, jaki po sobie zostawiła. A  rzecz z panią Tereską, bawiła w mojej pamięci długo. I zalegała w jej czeluściach niczym naczynia w zlewie.  I - jak krowa - na łanach mojej wrażliwości się pasła, rozsiewając woń straszną. I rzucając się cieniem na powierzchnię mojej codzienności. Lecz wraz z pojawieniem się pana Jerzego, przyszedł czas na radość. I szczęście całej mojej rodziny.

Niemniej w przedbiegach...

Jak dziś pamiętam. Starówka, zielony sok w kawiarence i ten wieczór ociekający deszczem. Dzieciak pod protekcją starszych; my w perspektywie oględzin nowego mieszkania. A pod sufitem ciemność i chmura. A nad głowami deszcz. A sok dobry był. Jak miłość. Jak sprawny kaloryfer. Jak rzetelna koza kominkowa, kiedy mrozy. Jak wino. Jak sernik. Jak chleb.

- Pozwólmy sobie chociaż okiem rzucić - mówię i czuję, jak strumień po mojej stronie leżącej racji, wraz z sokiem przepływa mi przez gardło. I, jak śliwka w czekoladę, wpada w otchłań nieskażonej niczym pewności. - Tam przecież zmywarka jest! - ciągnę z udawaną rozpaczą. Dobrze mi to wychodzi - myślę sobie. A moja twarz, od strony nieosiągalnego Węża okiem profilu, kreśli nieśmiało rysy czarciego uśmiechu. - Meble szare, kuchenne. Ściany białe - nalegam. Nie mogę przestać. A łyk porządnie zmrożonego soku łechce mi gardło. 

- Nie ma sensu tam iść.

No żeż kur stado - myślę sobie i czuję, jak duch mi bluzga. Powiedział, co wiedział. Nic to. Byleby się przedwcześnie nie zrazić. Taka moja rola: z cierpliwością na miarę miłości znosić sprzeciwy Węża. Więc ciągnę temat, śląc w jego kierunku uśmiech uwielbienia. I uśmiechem tym do zrozumienia mu daję, że ma rację. Lubi to. Och, jak lubi. Niech ma. I dla podkręcenia tego mechanizmu RACJI i męskiej nieomylności, mówię, czego pragnie. O czym marzy i na co - z trzęsącym się podbródkiem -  czeka każdego dnia. O co dusza jego skamle, umysł wymaga, ego żąda, a serce oczekuje. Ze spływającą po kolanach nadzieją.  

- Masz rację - mówię. I patrzę, jak puchnie z radości. Masz rację (celowo powtarzam), ale umówiliśmy się już z panem. Tak blisko jesteśmy. A z podejrzeniami należy się konfrontować. I proponowane standardy wypadałoby sprawdzić.  

Poszliśmy. 
I poznaliśmy pana Jerzego...


c.d.n.



2 komentarze:

  1. i co dalej? :D jak Jerzy? :D c.d. kiedy? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Od bloga do bloga, przez bloga do Twojego trafiłam...! Czytam z ciekawością! A ile nas łączy... Te słodycze okropne a fee, i te kwiatki w mieszkaniu- po co to komu? pamiętać, podlewać, pielęgnować, niektórzy nawet twierdzą, że rozmawiać z nimi trzeba... Ja wolę rozmawiać z moją Hania na przykład:)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń